4.1.16

PL/EN | Pizza... no gdzie jak nie w Neapolu? Czyli test na najlepszą pizzę margharitę. Pizza? Where else? Best pizza in Naples.

Najlepsza pizza na świecie jest we Włoszech.

Najlepsza pizza we Włoszech jest w Neapolu.

Najlepsza pizza w Neapolu jest... No właśnie, gdzie..?

The best pizza in the world is in Italy.

The best pizza in Italy is in Naples.

The best pizza in Naples is... Where it is?

Is it pizza time?!
Odpowiedź na to pytanie była chyba główną misją tego wyjazdu. I pierwszym pytaniem zadanym naszemu gospodarzowi. Zaproponował "Di Matteo", "I Decumani" oraz "Sorbillo". Mnie interesowało jeszcze "Da Michele". Tak, tak. To ta pizzeria z "Jedz, módl się, kochaj". Tak w sumie, to tytuł filmu wybitnie do Neapolu pasuje, ale nad tym będę się rozwodzić w tekście o Neapolu samym w sobie.
TERAZ PIZZA
Ostatecznie odwiedziliśmy trzy miejsca (odpuściliśmy "Sorbillo", ale kolejka przed wejściem miała długość kilku metrów już na pół godziny przed otwarciem), rachunki są zawsze całością, za dwie osoby plus przygody.
Plan był prosty: pizza margherita. To po tej najprostszej poznaje się kunszt pizzaiolo. Historia pizzy jest prosta: 1889 rok, uwielbiana królowa włoska-Małgorzata, i pewien neapolitański piekarz, który chciał uhonorować ją i Italię. Przygotował więc pizzę w narodowych barwach włoch (czerwone pomidory, biała mozarella, zielona bazylia) i nadał jej imię królowej.
Czyli wybraliśmy się na jadło godne królów.
(cytując Piotra Bałtroczyka: "Inny by się chwalił, ja mówię jak jest" :) )

To answer was, I guess, main goal of that trip. And the first question I asked our host. He suggested "Di Matteo", "I Decumai" and "Sorbillo". I was interested in "Da Michele". Yes, my dear. That is the same place where Julia Roberts ate her pizza in "Eat, Pray, Love". Actually, movie title fits Naples perfectly, but time for that will be in post about Naples itself.
NOW: PIZZA
In the end we chose three pizzerias (we skipped "Sorbillo", but the line in front of it was few meters long about 30 minutes before it was open), checks includes whole order per two with some 'adwentures'.
The plan was simple: pizza margherita. Eating the simpliest pizza you can judge how good pizzaiolo is. Now quickly about history of pizza margheritta: 1889, loved, italian queen Margaret and some baker from Naples, who wanted to honour her and Italy. He prepared a pizza in national colours of Italy (red tomatos, white mozzarella  and green basil leaves) and named it after queen.
So we ate like royals!

Di Matteo
Via dei Tribunali, 94
Czynne/Open: 9:00-0:00

Mieliśmy problemy ze znalezieniem.
W sumie głupia sprawa.
'Di Matteo' znaleźliśmy, ale nie uwierzyliśmy. Bo z zewnątrz wygląda jak zwykły street food, no i jak to tak, przez kuchnię? Okazało się, że i owszem, przez kuchnię! Zaraz za ladą skręca się w lewo, przechodzi przez drzwi i schodami po prawej na górę.
Kelnera trafiliśmy, włóczącego się nierozgarnięcie po lokalu, buca...
Jako zastawę dostaliśmy sztućce+plastikowe kubki (norma w Neapolu, dla nas ciut irytujące).
Do wina poprosiliśmy o szkło, ale czekaliśmy tyle (a kelner tak się szwędał), że o mało szanowny ojciec mój sam sobie szklanek z szafki nie wziął.

It wasn't easy to find.
Pretty silly situation.
We found "Di Matteo" but couldn't belive, It looks like ordinary street food from the outside. And imagine walking in through kitchen... Absourd! But, surprisingly, yes. Through kitchen! You have to turn left, leave the kitchen and walk upstairs (on the right).
Waiter? Bad luck. An asshole, who was just walking around without any care for customers.
We got metal fork and knife and plastic cups (normal for Naples, quite irritating for us).
We asked for glasses after ordering wine, but we waited for so long (while waiter was continuing his walk) that my father almost went to shelfs to bring us some.


Ceny
pizza margherita: 3,5 euro
wino:
0,75: 4 euro
0,25: 2 euro
serwis: 15% zamówienia
nasz rachunek wyniósł 13,5 euro, kelner dostał 15, reszty nie zwrócił. Irytujące kiedy serwis (nie mylić z coperto), był w cenie, a facet jako kelner był wybitnie olewający.

Prices
pizza margherita: 3,5 euros
wine:
0,75: 4 euros
0,25: 2 euros
service: 15% of whole
our check was 13,5 euros, service included, waiter got 15euro and didn't give us change. Really pissing off when service (service is not coperto/you can google it) is included in price and waiter is horrible.

Opinia
Pizza dobra, każdemu kto lubi stricte smak pomidorów, może podejść najbardziej z całej trójki, niestety szybko stygnie, a na koniec sos jakoś dziwnie miesza się z serem i pizza robi się różowa. Jedyna bez przypalonego miejscami ciasta. Lokalowi pomaga cena wina ;)

Opinion
Nice pizza. It could be the best one for everyone who like taste of tomatos (instead of tomato sauce with spices). Unfortunately it's getting cold fast, and in the end sauce is mixing with mozzarella and making pizza pink. It doesn't have burned spots. Huge advantage is wine price.

Podsumowując: miejsce II/2nd place

I Decumani
Via dei Tribunali 58
czynne: poza poniedziałkiem 12:00-16:00 oraz 19:00-0:00
open: 12:00-16:00 and 19:00-0:00, exclud. mondays

Łatwo znaleźć, choć mylące bywają godziny pracy. Te wyżej to info z google, na drzwiach wieczorna tura zaczyna się o 19:30. Z doświadczenia: przed 19 da się wejść.
Ładny wystrój, chłodno. Nie, że wystrój chłodny. Lokal chłodny. Termicznie.
Znów zastawa "sztućce metalowe, kubki plastikowe", tym razem szkło pojawiło się razem z winem na stole.

Easy to find but open in a bit different time (I have no idea why)
Information above is googled. On the front door you can find 19:30, but from my own experience: it's possible to get in before 19.
Nice decor, a bit cold inside. We had to stay in our sweters on.
Once again: metal cultery, plastic cups, but this time we got our glasses and wine in the same time.

Nie oceniaj książki po okładce? Z wyglądu: cudo, a smak..?
Do not judge a book by it;s cover? Beautiful outside but how it taste..?
Ceny
wino:
0,25: 3 euro
0,75: 10 euro
pizza margherita: 3,5 euro
rachunek wyniósł 13 euro, resztę dostaliśmy, napiwek dobrowolny.

Prices
pizza margherita: 3,5 euros
wine:
0,25: 3 euros
0,75: 10 euros
check: 13 euros, we got our change, tip-if you're satisfied.

Opinia
Pizza zła. Chłodna po 1/4, mało smaczna, dużo spalonego, słabo doprawiona. Przy niej zwątpiłam w sens testu, a nawet samą jakość włoskiej pizzy.

Opinion
Bad, bad, bad! Even awful! Cold after eating 1/4, a lot of burned spots, unseasoned. I had some doubts about doing that test because of that pizza. In quality of italian pizza also!

Podsumowując: miejsce III... chociaż zasługuje na miejsce w czeluściach piekieł.
                            3rd place, but deserves it's own place in hell!

L'Antica Pizzeria da Michele
via Cesare Sersale 1/3
czynne: 11:00-23:00, poza niedzielą
open: 11:00-23:00, exclud. sunday

Jeśli przyjdzie się za późno, poznać ją można po kolejce przed drzwiami. Wnętrze można obejrzeć w "Eat, pray, love", Julcia jadła, poleca. I polecam też ja. Chciałam się przyczepić. BARDZO.

If you come late, it's easy to find: look for big queue in front of it. You can watch interior in "Eat, pray, love", Julie ate, recommends. I recommend it too. I wanted to complain SO MUCH.

Julia poleca ;)

Ostatecznie mogę przyczepić się braku wina w jadłospisie. Prościej niż w 'Da Michele' się nie da. Dostać można dwie pizze: margherita i marinara. Według Pana, od którego się zaczęło, dokładanie czekogolwiek więcej to robienie z pizzy śmietnika. Do tego cztery opcje napojów, każdy po 2 euro. Klasycznie: sztućce+plastikowe kubeczki. Pizze przygotowywane w pierwszej sali, na widoku.
Margherita: ciasto, sos, garść poszarpanej mozzarelli, trochę soli morskiej, 2 listki bazylii. I tyle. Do szczęścia naprawdę więcej nie potrzeba. Nad marinarą, z kolei, unosi się cudowny zapach, ukochanego przeze mnie (o zgrozo!), czosnku. Wszystkie składniki podane są w menu, łącznie z 'aqua di Napoli'.

All I can complain about is no wine in menu. It's impossible to make it simpier than here.
All you can get is two kinds of pizza: margherita and marinara. Man who started that fenomenon used to say that putting anything more on pizza is making a trash of it. There are 4 types of drinks, 2 euros each. Metal cultery, plastic cups, as usual. Pizzes are prepared in first room, you can watch whole process while sitting at your table.
Margherita: pizza dough, sauce, handful of jagged mozzarella, some seasalt and two basil leaves. And that's all. You do not need anything more to be the happiest people in the world. Marinara smells like heaven, because of added, loved by me, garlic. All ingridients you can find in menu (incl. aqua di Napoli).


Czas oczekiwania
W piątek przyszliśmy o 18.10, od razu zajęliśmy stolik w prawie pustej sali. Pierwszą pizzę dostaliśmy po 5 minutach, bo nauczeni doświadczeniem woleliśmy zamawiać jedną po drugiej, dzieląc każdą (dzięki temu cały czas jedliśmy prawie gorącą pizzę). Na drugą czekaliśmy już chyba 10-15 minut.
W sobotę pod Da Michele pojawiliśmy się o 17:30. Pełny lokal, kolejka przed, my stanęliśmy jako trzecia grupa(zanim weszliśmy pojawiły się 3-4 kolejne). 15 minut oczekiwania na wejście, kolejne 15 zanim przyjęto od nas zamówienie, a następne do otrzymania pizzy. Tym razem zamówiliśmy obie na raz.

Waiting time
On Friday, we came at 6 pm, and already sit by a table. Room was almost empty. First pizza we got after 5 minutes (because of our experiences we decided to order one after another and share it to keep our parts as hot as possible while eating). Waiting for second one: 10 to 15 minutes.
On Saturday, we came at 5.30 pm. Pizzeria was full, short line in front of it, we were third group (before we were asked to went inside another 3 or 4 groups arrived). 15 minutes of waiting in line, next 15 to order and had our table cleaned, and next 15 to got our pizza. This time we ordered two pizzas in the same time.




Ceny
Pizza
normalna: 4 euro
średnia: 4,5 euro
duża marinara lub margherita z podwójnym serem: 5 euro
napoje:
330ml coca cola/fanta/piwo: 2 euro
1 litr wody: 2 euro
brak opłaty za serwis. napiwki dobrowolne
rachunek: 11 euro

Prices
pizza
normal: 4 euros
medium: 4,5 euros
double mozzarella/maxi marinara: 5 euros
drinks:
33cl of coca-cola/fanta(orange)/beer/1 liter of water: 2 euros
no service fee, tips if you're satisfied.
check: 11 euros

Opinia
Pizza świetna, sos ma więcej smaku niż w Di Matteo, a przypalenie miejscami, w ogóle nie przeszkadza. Marinara również genialna. Nawet nie ma co pisać. Dobro, które odbiera mi możliwość wypowiedzenia się.

Opinion
Pizza is amazing, sauce is more tasteful than in Di Matteo, burned spots are (shockingly) nice. Marinara is marvelous, as well. So good that I am not able to describe it.

Podsumowując: miejsce I, oraz, bardzo szczególne, w moim sercu <3
                            1st place, and the special one in my heart <3

30.12.15

Bargamo part. II - magia miejsca

Samolot ląduje w Bergamo. Polacy klaszczą.
Podróżowanie z bagażem podręcznym jest bardzo wygodne, bo nie trzeba czekać na walizkę... No cóż, na otwarcie punktu informacji turystycznej owszem, bo tylko tu można dostać bilet 24h, na wszystkie środki transportu w Bergamo. Punkt otwiera się o 9, a sam bilet kosztuje 5 euro.
Jest ledwo dziewiąta, a wyjście z terminalu już powoduje szok. To będzie gorący dzień, bez wątpienia. Chwila oczekiwania na autobus i około pół godziny jazdy do ostatniego przystanku. To znaczy w teorii. W praktyce przypadkiem wysiadłam 1 lub 2 przystanki wcześniej. I nie narzekam!

Jeszcze niewiele człowieków



Citta Alta, czyli Górne Miasto jest główną atrakcją Bergamo. Historia miasteczka, jako osady, zaczyna się jeszcze przed naszą erą, oraz zawiera  w sobie, między innymi, okres panowania weneckiego. Przed dziesiątą wygląda jeszcze bardzo ospale ale pozwala to na zrobienie kilku zdjęć "bez człowieków". A jak to przystało na tereny śródziemnomorskie, jest czemu robić zdjęcia, bo miasteczko jest bardzo malownicze. Trafiam na Piazza Mercat delle Scarpe, który bardziej przypomina dość szeroki rozjazd niż plac. Tu znajduje się górna stacja jednego z funicolare-kolejek. Ta pokonuje 85 metrów wysokości, na trasie 240 metrów torów. Tak jak wszystkie środki transportu na terenie Bergamo, i z funicolare można korzystać w ramach 24h biletu miejskiego, dowolną ilość razy. Mając przy sobie paszport można skorzystać z pieczątki przygotowanej w górnej stacji kolejki.

Piazza Mercat delle Scarpe
Ruszam dalej Via Gambita,w stronę największego placu na terenie Citta Alta- Piazza Vecchia.

Piazza Vecchia wieczorem
Idąc dalej Via Bartolomeo Colleoni, wchodzę na Piazza della Cittadella, a następnie wychodzę w okolicy Largo Colle Alperto (to właśnie tu znajduje się ostatni przystanek, jadącego od lotniska, autobusu 1A).

widok z tarasu widokowego, na ogród botaniczny i budynki za nim, przy largo Colle Alperto
Jeśli Włochy i dziesiąta rano, to co..?
Ano kawa.
I pierwsze zdziwko.
Grzecznie poprosiłam pana baristę, siląc się na język włoski, o americano (króciutka historia: kiedy Amerykanie pojawili się we Włoszech, espresso okazało się być dla nich zbyt mocne, więc uczynni Makaroniarze dolewali im trochę więcej wody, i to właśnie jest americano.)
Pan postawił przede mną fliżankę, z zawartością, która wyglądała jednak bardziej na espresso.
Niby espresso też pijam, ale, kurczę, zamawiałam coś innego.
Popatrzyłam, więc, z uwagą w filiżankę, ze znakiem zapytania w oczach, na pana, i znów na filiżankę.
Barista łaskawie przerwał mi ten oczopląs, delikatnym gestem wskazującym, zwrócił moją uwagę na drugie naczynko z wrzątkiem, po czym dopytał po angielsku o mleko. Kurcze. Pierwszy i jedyny raz tak podano mi americano.. jeśli ktoś ogarnia taki sposób podania i więcej to chętnie posłucham :D
Decyduję się dotrzeć na wzgórze San Vigilio, najwyższy punkt miasteczka, gdzie zobaczyć można pozostałości zamku, korzystając z drugiego funicolare. To z tego właśnie wzgórza powstają najbardziej popularne panoramy Bergamo.


 Aby do niego dotrzeć wystarczy przejść bramą w ulicę Largo di Porta S. Alessandro. Ta kolejka przejeżdża 630 metrów, pokonując wysokość 90 metrów. Na wzgórze można również wejść pieszo, ale mnie do tego pomysłu zdecydowanie zniechęca temperatura.Upał staje się coraz bardziej nieznośny, więc postanawiam po prostu usiąść w cieniu i popatrzeć...


Kiedy nagle kątem oka zauważam zbliżającą się osobę. Podchodzi, przedstawia się, siada koło mnie. Alejandro... ciekawy typ: Hiszpan pracujący w Helskinkach, narzekający na nieróbstwo południowców.
Twierdzi, że praca w Finlandii ma 3 zalety: gdziekolwiek nie pojedzie, jest tam taniej, cieplej i jedzenie lepsze.
Postanawiamy zwiedzać dalej razem.
Wracamy do Piazza Vecchia, tym razem przecinając plac tak, by dojść do Piazza Padre Reginaldo Giuliani oraz Piazza Duomo, przy których znajdują się Duomo, czyli Katedra św, Aleksandra, Basilica di Santa Maria Maggiore, oraz cudowna Capella Colleoni. Wchodzimy do tej ostatniej, po części, żeby uciec przed upałem.

Capela Colleoni (a za nią, widoczna po lewej fasada, Santa Maria Maggiore
Żar leje się z nieba, z nas leje się pot, butelki z wodą musimy uzupełniać co chwila, a zwiedzając łapiemy każdą, nawet najmniejszą plamkę cienia.
Mijamy całe Citta Alta, w którym o cień nie trudno,(pomiędzy nimi znajdują się, mające około 5 kilometrów, mury z XVI wieku) i wchodzimy w Citta Bassa, które jest po prostu patelnią... A my mamy zamiar ten upał urozmaicić: do gorąca zewnętrznego dokładamy gorącą pizzę wewnątrz.





Dokładamy do tego lody, które ze względu na temperaturę wymagały męskich decyzji: jeść czy robić zdjęcie. Pfff. Taki wybór to żaden wybór.
 Chwilę później rozstajemy się. Alejandro jedzie na lotnisko. Ja jadę nad Como. Próbowaliśmy przed rozstaniem uzyskać zdjęcie na pamiątkę, ale trafiliśmy na trzy fotograficzne beztalencia pod rząd. Pozbawiani byliśmy połowy głowy, skalpu, albo towarzysza.
Como zostało nazwane jednym z 3 najpiękniejszych jezior na świecie, a nad jego brzegiem kręcony był np. "Cassino Royal".
Aby do niego dotrzeć trzeba wydać 3,60 euro, i poświęcić, teoretycznie, około 40 minut.
W praktyce pociąg spóźnił się prawie godzinę. Co jest bardzo dziwne biorąc pod uwagę, że on JEŹDZI CO GODZINĘ.
Na peronie zagadał mnie Polak pracujący w Szwajcarii. Niezła trasa swoją drogą: lot z Polski do Mediolan Bergamo, przejazd do Bergamo na dworzec, stamtąd koleją do Lecco, z Lecco, również koleją, pod granicę Szwajcarską, skąd zgarniał go szef... A ja narzekam, że na uczelnię mam pod górkę!
Razem wsiedliśmy do pociągu, gdzie dla uczczenia znajomości wypiliśmy po włoskim piwie. W samym Lecco dał się namówić na przeczekanie przesiadki nad jeziorem, które faktycznie jest urodziwe... ale przy nim, tytuł jednego z 3 najpiękniejszych jezior wolałabym dać chociażby Morskiemu Oku :P
Wychodzimy z dworca w Via Camillo Benso Conte di Cavour odbijamy w Via Nazario Sauro.
Docieramy na placyk z Memoriale ai Caduti, czyli pomnikiem poległych, z którego można zejść schodami do wody.




Pobyt nad jeziorem kończymy kolejną (3 lub 4 już) kawą na dworcu.
Tym razem pociąg jest punktualnie, a i komunikację miejską ogarnęłam już lepiej więc od razu jadę gdzie trzeba.






W trakcie ostatniego, wieczornego spaceru przez Citta Alta, na chwilę zatrzymuję się, by nie wejść dwójce ludzi w kadr. Mężczyzna, Tony okazał się najdziwniejszym, najbardziej pokręconym optymistą jakiego poznałam. Razem z żoną, Bridgit, przyjechali z Frankfurtu, żeby zwiedzać Włochy. Rozmowa należała do czołówki najciekawszych w moim życiu. Nawet nie ze względu na tematykę. To forma była niezwykła. A niezwykła była dlatego, że rozmawialiśmy w czterech językach: angielskim, francuskim, włoskim i niemieckim. Niemieckiego nie znam, ni cholery. Angielski łatwizna, Z francuskim sobie radzę, na szczęście we włoskim ograniczył się do liczb.
Postanowili, że nie chcą się ze mną tak szybko rozstawać więc zapraszają mnie do kawiarni i obiecują odwieźć na lotnisko.



Zanim jeszcze dotarliśmy do ich samochodu już zostałam adoptowana, a dojeżdżając na lotnisko, kolejnym zagadanym dziewczynom, przedstawiona jako córka ;D
Uzbroili mnie w czekoladowe mleko, puszkę orzeszków ziemnych i swój numer.
O nocowaniu na Bergamo wiele słyszałam, wiele czytałam. To lotnisko często wybierane jest jako przesiadkowe, bo tanio się do niego dociera, i w wielu przypadkach, tanio leci dalej.
Przeżyć to na własnej skórze też fajnie :D
Na zdjęciu nie widać jak wielu koczuje tam ludzi.
wybieram sobie miejsce obok dwóch dziewczyn, które rozbiły prawdziwy obóz.
Rozegrała się między nami krótka pogawędka:
-Hi! Do you know is here some free WiFi? 'Cause we have to download our tickets...
-Not really... But I think I had some signal close to restrooms.
-Thanks. By the way, where you come from?
-Poland
Na twarzy jednej z dziewczyn pojawiła się wyjątkowo śmieszna mina, po czym padły słowa:
-No to pogadały....

Dziewczyny wracają z międzynarodowego obozu aktorskiego. Coś w rodzaju festiwalu. Dobre kilka tygodni lata we Włoszech. Niektórzy to mają szczęście :P




Gdzie nie spojrzeć widać śpiwory, plecaki, polary, kolorowe skarpetki.. Nastrojowo.
I w tym właśnie nastroju ja i biliard innych ludzi kładziemy się spać....
[tu lokowanie produktu, bo bobok naprawdę uratował mi kark, jakby ktoś chciał takiego to dać znać]
Tylko po to, by służby sprzątające obudziły nas około 3 rano, każąc przenieść się w inną część hali...
Dosypiam ile się da. Ile się nie da zagryzam orzeszkami.
Potem klasyczny ogar łazienkowy, szybka kontrola bezpieczeństwa, włóczenie się po strefie bezcłowej.
Boarding bez biegów ku najlepszym miejscom traci trochę na uroku.
Zajmuję swoje miejsce, po czym oczywiście, znajduje się osoba mająca miejsce pod oknem... Przepuszczam rudzielca i przykrywam nogi kocem. Jak już go wlekę to niech się przyda!
I o ten właśnie koc zostałam zapytana. Więc sprawnie (szybko) i konkretnie (dużo) odpowiadam.
I widzę przerażenie, po którym następuje przeurocze "inglisz plis?"
Ślicznie polskie pytanie o koc zadane było przez, tu zdziwko, Włocha.
Włoch. Mówiący biegle po angielsku. I trochę po polsku. To trochę jak spotkać najedzonego studenta. Rzadko spotykane, zadziwia zawsze.
Mogłabym przysiąc, że lot trwał 20 minut!
Na miejscu, jak zwykle zresztą, nie mam powrotu. Na ostatnią chwilę kupuję bilet na PolskiegoBusa, odjeżdżającego chyba pół godziny później... Ja nie dam rady?!
A żeby było fajnie idąc do autobusu spotykam jeszcze kolegę z liceum, z którym nie widziałam się wieki.

Czy warto wybrać się do Bergamo? Warto. Czy na więcej niż jeden dzień... dyskutowałabym. Nie nie dyskutowałabym. Stwierdzam: więcej niż kilka godzin, na samo Bergamo, nie ma sensu. Ale nadal warto lecieć.
Przy dobrym zestawieniu lotów, czyli powrocie inną linią/na inne lotnisko, da się spędzić cały dzień, od rana do wieczora we Włoszech i zapłacić za tę przyjemność około 100 złotych. Niestety i mnie minęły czasy lotów po kilka złotych. Dodając do tego obiad (od około) 25 złotych, i ze trzy kawy, wypite przy ladzie (bo przy stoliku to co innego. poczytajcie o coperto), czyli niecałe 15 złotych, taki wypad kosztuje około stu pięćdziesięciu złotych. Jak dla mnie nieźle, zwłaszcza, że bilety kupuje się wcześniej więc koszty rozkładają się na mniej więcej dwa miesiące.

A na koniec, bo jak to tak, że ani zdjęcia dotyczącego jedzenia? Te i inne uzupełniam :D




Piazza Cittadela



Oho! komuś by tu się przydał filtr polaryzacyjny... :D

14.11.15

Niepokój

"Jak myślisz, poddasz / poddałaś się już obawom, że może być gdzieś zamach za granicą gdzie akurat i ty jesteś? Bo ja ciągle odpierałam od siebie tą myśl, równocześnie mówiąc że i tutaj może się coś stać ale chyba i ja niedługo będę wystraszonym turystą."
Taką własnie wiadomość dostałam wczoraj kiedy świat obiegła informacja o serii zamachów w Paryżu.Wolę odpowiadać na takie pytania prywatnie, kiedy na bieżąco mogę wyjaśniać mój tok myślenia, ale tym razem zdecydowałam się na post. Czy obawiam się zamachu kiedy akurat będę w danym miejscu? Może niekoniecznie obawiam, ale zdecydowanie czuję się taką możliwością zaniepokojona. Do tego martwi mnie to co moi rodzice przeżywają w momencie kiedy jestem za granicą i pojawia się tego typu informacja. Za 10 dni lecę z Tatą do Neapolu. Przez wydarzenia z Paryża i fakt, że pewni ludzie twierdzą, że między innymi Rzym będzie kolejnym celem Mama bardzo to przeżywa. Ja nawet w pewien sposób po cichu cieszę się, że zrezygnowałam z pomysłu jednodniowego wypadu do stolicy, co pokazuje, że te doniesienia zdecydowanie w jakiś sposób na mnie oddziałują. Niepokoję się bo byłam w kilku z punktów zapalnych kryzysu migracyjnego: w Calais, na granicy grecko-macedońskiej, w samej Grecji. Niepokoję się, bo dość znaczące różnice kulturowe dostrzegam nawet między Polakami i Holendrami, bo zauważalne są nawet w tak błahych tematach jak pogoda. Niepokoję się, bo, nie ukrywam, nie rozumiem nadciągających kultur, nie rozumiem zabijania w imię którejkolwiek z nich. Niepokoję się bo tego typu rzeczy dzieją się coraz częściej, bo znam ludzi przebywających obecnie w Paryżu, a kiedy byłam tam w zeszłym roku, goszczona byłam właśnie w 10 dzielnicy, czyli w jednym z miejsc zamachów. Nadal czekam na odpowiedź od mojego paryskiego hosta czy wszystko z nim w porządku. Niepokoję się, bo chcę pojechać na Erasmusa właśnie do Fracji. Niepokoję się, bo planuję samotne przejście Camino de Santiago, z samotnym dotarciem autostopem na granicę francusko-hiszpańską. Niepokoję się bo widzę zmiany zachodzące w Europie, bo tym razem na cel wzięty został element naszej kultury. Piątek, stadion, restauracje, koncert.Ale najbardziej niepokoi mnie to że mogłabym się dać temu zwariować. Zostać w domu, jeździć tylko do bezpiecznych miejsc. To, że mogłabym z góry oceniać człowieka.
"Wniosek jest taki, że najlepiej nigdzie nie jechać, w szczególności za granicę tylko siedzieć w domu. Ale z drugiej strony mogą wpaść akurat do twojego domu wywlec cię na ulicę i zrobić to samo pod domem. Sam fakt, że tak już zaczynam o tym myśleć świadczy o tym, że jest źle." No właśnie.. źle. Uważnie obserwujmy co się dzieje, ale nie dajmy się zwariować. Nie da się ukryć: zostaliśmy wychowani w, niezwykle zresztą luksusowym, poczuciu bezpieczeństwa. Nie pozwólmy, by lęk zamknął nas w bezpiecznej złotej klatce.


ilustracja Carlosa Latuffa, brazylijskiego
artysty poruszającego tematy polityczne,
będąca reakcją na zamachy w Paryżu.
A za Paryż się pomódlmy. Serio. Ja wybieram się na Jasną Górę, polecam.

13.11.15

Bergamo-part I. W drodze.

Bergamo. Brama Mediolanu, do którego wielu mimo wszystko nie dociera, bo miasteczko, przynajmniej w świecie osób podróżujących częściej niż "czasem", ma już dość ugruntowaną pozycję. Taniej tam dotrzeć, łatwiej dobrze poznać, a do tego wystarczy naprawdę kilka godzin.
Plan był prosty: ja i Nina, stopem do i z Warszawy, bilety kupione po najniższej możliwej cenie, wylot i przylot ustawione tak aby na miejscu nie wykupować noclegów. 24 i pół godziny w Bergamo, spędzone z espresso lungo, pizzą, lodami i zwiedzaniem. Oraz chwila z tego czasu wyrwana na zobaczenie jeziora Como. Podobno jednego z trzech najpiękniejszych jezior świata.
Okazuje się, że życie potrafi skomplikować bądź przynajmniej zmienić nawet najprostszy plan i sprawić, że po raz pierwszy w życiu poleciałam gdzieś, by spędzać tam czas sama. W towarzystwie Schlieriego, maskotki-prezentu, która imię zyskała po skoczku narciarskim. Też ma takie krzywe nogi i przerwę, że pies z budą przeleci.

Tak, to jest lokowanie produktu ;) jakby ktoś takiego chciał to znajdźcie "boboki"
Mówi się, że podróżując samodzielnie nigdy nie jesteś sam. Do tej pory jakoś nie sprawdzało się to u mnie chociaż może wpływał na to fakt, że sama jeździłam głównie do Budapesztu, w którym nie umiem sprawiać wrażenia zagubionej turystki. Zasadniczo w ogóle nie za bardzo umiem, ale w Budapeszcie wiem dokąd i po co idę. Tym razem było inaczej i chyba to pozwoliło, by ten wyjazd był inny, a zaczęło się od 5 metrowej kolejki do kasy na częstochowskim dworcu kolejowym. I to na 20 minut przed odjazdem pociągu. Z umierającym telefonem. Świetne rozpoczęcie nieprawdaż?
Na 6 minut przed odjazdem nadal miałam przed sobą 8 osób. Potrzeba kroków ostatecznych:
-Przepraszam, czy wszyscy państwo kupują bilet na ten pociąg do Warszawy, który odjeżdża za pięć minut?

Krok zignorowany przez całą kolejkę. Prawie całą. Okazało się, że drugi do okienka chłopak nie ma nic przeciwko temu, żeby kupić bilet razem.
Przegadaliśmy całe trzy godziny drogi w trakcie, których dowiedziałam się, że nie dość, że "Pan przedszkolanka" już rodziców nie razi, to nawet "Pan przedszkolanka z dużymi tatuażami na łydkach" im nie przeszkadza.
Do Warszawy dojechaliśmy około 23. A ja nadal nie miałam wydrukowanych kart pokładowych. I tu info. Jakby ktoś nie wiedział to okazuje się, że w Warszawie istnieją całodobowe punkty ksero. Serio. Nie chciałabym żegnać się z 126 złotymi za każdy lot...
Wokół Dworca Głównego w Warszawie chodziłam prawie godzinę, pytając kierowców autobusów i taksówkarzy, bo przekonana byłam, że autobus na lotnisko powinien jechać w przeciwnym kierunku.
I tu znowu dobra dusza mnie uratowała. Spytałam starszego pana o przystanek, i, nie, to nie pan udzielił mi informacji, widząc to pewien chłopak podszedł z pytaniem jak może mi pomóc.
Nie dość, że odeskortował mnie tam gdzie trzeba, to jeszcze poczekał ze mną aż do przyjazdu autobusu, bo towarzystwo około-dworcowe do najprzyjemniejszych nie należy.
Samo lotnisko to już łatwizna: szybka wieczorna toaleta, ławka 3osobowa, plecak pod głowę i człowiek-burrito.

Tu wskazówka: ławki na Okęciu bardzo wzmacniają dźwięk. Jeśli macie w planach nocleg na lotnisku upewnijcie się że między siedziskiem jest coś więcej niż tylko cienki, polarowy koc, bo każde stuknięcie obcasa, czy odgłos kółek od walizki jest wzmocniony. Zresztą koca też nie bierzcie. Myślałam że dobrze się sprawdzi do siedzenia nad Como, a podczas siedzenia nad Como kompletnie o nim zapomniałam. A śpiwór mam tego samego rozmiaru i nocami byłoby mi cieplej... Ani służby mundurowe, ani pracownicy nie zwracają uwagi na osoby śpiące.
Gniazdka ogólnodostępne w łazienkach.
Około godziny 4 zaczynają się zapowiedzi lotniskowe. Na nie, niestety, "jeszcze 5 minut" nie działa.
Nawet na wczesne loty (mój wylot był o 6:05, kontrola około 5 rano) ustawiają się kolejki do kontroli bezpieczeństwa.

Patentem, który w trakcie mojej kontroli przeszedł spokojnie, a potem pomógł zaoszczędzić była pusta butelka po wodzie mineralnej (0,7 l). Chociaż nie wiem czy nie jest to kwestia nietypowej kontroli. Otóż zdjęłam buty, wyciągnęłam pasek, ładowarkę, telefon, płyny... i na śmierć zapomniałam o lustrzance znajdującej się na dnie plecaka. Dzięki temu, doszło mi kolejne kilka minut na pogawędce z chłopakiem, za owe kontrole odpowiadającym, bo trzeba było aparat wyciągnąć i jeszcze raz wszystko przepuścić przez skaner.

Z lotem też było ciekawie. Po kontroli biletu zostaliśmy wpuszczeni do autobusu. Autobus ruszył... i zrobił wielkie koło wracając do punktu wyjścia. Po kilku minutach oba autobusy ruszyły do samolotu, dojechały, zatrzymały się przy nim i... NIC. Naprawdę.
Przez kolejne 10 minut po prostu stały z zamkniętymi drzwiami.

Od kiedy WizzAir wprowadził przypisywanie miejsca biletowi w trakcie rezerwacji skończyła się typowa do tej pory sytuacja z wyścigami do samolotu, żeby to sobie jak najlepsze miejsca zająć.
Za to po raz pierwszy za własne oczy zobaczyłam jak działa overbooking.
Overbooking to po prostu sprzedana większa ilość biletów, niż faktycznie jest miejsc w samolocie. Bo zawsze ktoś nie poleci, a tanim liniom nie opłaca się wozić powietrza.
Przed wylotem odprawiłam i mnie i Ninę. Z ciekawości. I trochę dlatego, że miałabym miejsce obok siebie wolne.
Znalazłam swoje miejsce na pokładzie, zajęłam je, po czym po chwili pojawiła się para informując mnie, że oni mają, na te dwa miejsca obok mnie, bilety. Czyli na jedno wolne, a drugie-Niny.
Szybko znaleźli cały pusty rząd, więc tak czy inaczej siedziałam sama.

Jest coś co samo w sobie warte jest tego lotu. Alpy z okna samolotu. I nie wstawię tu zdjęcia, bo to trzeba zobaczyć samemu. Z Bergamo nie mam takich skrupułów, ale to w następnym poście :)

24.4.15

Jadę na AutoStopRace, czyli o autostopowych imprezach masowych słów kilka / I'm joining AutoStopRace. Polish hitchhiking races in a few words


PL
Myślę, że przesadą nie będzie stwierdzenie, że nasz naród dominuje w podróżach autostopem (jasne, jest jeszcze Rumunia, ale tam zastępuje on komunikację publiczną. Podobno).  Świadczy o tym sam fakt legalizacji i organizacji autostopu przez około 40 lat. Od pierwszej oficjalnej autostopowej podróży, która odbyła się ze specjalnym zezwoleniem władz, w ciągu kilkudziesięciu lat przeszliśmy do organizacji masowych imprez autostopowych, a nawet do mody na nie.

Takie wyścigi to świetna okazja na zaczęcie stopowania. Około 30% zawodników Auto Stop Race to osoby, które jeszcze nigdy nie stopowały!
Zalety?
-konkretny cel
-wymóg ubezpieczenia
-imprezy na miejscu

A oto lista wyścigów. Wymieniam te odbywające się w majówkę, mimo, że zdarzają się również wersje na długi weekend przy Bożym Ciele lub w wakacje.
(Główną zasadą wszystkich jest poruszanie się tylko stopem, z wyjątkiem opuszczania miast, tu dozwolone jest korzystanie z transportu miejskiego)

EN
I think it might be said our nation dominates in hitchhiking trips, at least in Europe. (Of course there's also Romania, but it's because public transpot is not really well organised. Or some say that)
You need proof? Hitchhiking has been officially legal and organised in Poland for about 40 years!
Since first oficial hitchhiking trip (which needed official permission from police) to massive hitchhiking events passed about 70 years! It's even trendy now!

Those kind of races are great opprtunity to start hitchhiking. About 30% of members of Auto Stop Race, have never hitchhiked before!
Advantages?
-precise goal
- requirement of insurance
-parties at the finish point

This is a list of hitchhiking races in Poland./also in english
(They all have the same main rule: moving only by hitchhiking, exception: leaving cities, than you can use public transport.)

Auto Stop Race, Wrocław

start: 25.04.2015
cel: Półwysep Chalkidiki, Grecja
(Chalkidiki Penisula, Greece)


W tym roku biorę udział właśnie w  ASR. Zdecydowałam się na próbę zdobycia pakietu startowego około 4 godzin przed rozpoczęciem rejestracji, dzięki uroczemu panu na początku oficjalnego filmu z Walencji... Nie miałam wtedy nawet pomysłu, kto mógłby ze mną jechać ;)

This year I'm taking part in ASR. I decided to try to get a membership 3 or 4 houres before official registration has started, because charming guy in the beggining of official ASR Valencia 2014 video.
I didn't even knew who could be in my team!
(Don't worry, video has english subtitles)


.

ASR nie jest najstarszym wyścigiem w Polsce, ale zdecydowanie największym. 
Zasady wyboru miejsca są proste: ciepło, plaża, tani alkohol i camping, który przyjmie ponad 1000 osób. Do tej pory były to na przykład Rimini, Dubrownik czy Walencja. W tym roku ścigamy się do Grecji. Chętnych jest mnóstwo. W edycji 2014 było to około 8 tysięcy osób, a pakiety rozeszły się w niecałe 3 minuty. A na mecie? Jedna wielka, kilkudniowa impreza.

ASR is not the oldest hitchhiking race in Poland, but definately the biggest one. Choosen place must be warm, with beach, cheap alcohol and a camping with place for more than a thousand people.
(recent goals: f.ex. Rimini, Dubrovnik or Valencia). This year we're racing to Greece. Last year number of people who wanted to join this event was over 8000 and first thousand register in less than 3 minutes!
And what is going on in(at?) the camping? Huge, few-days-long party!

Inne wyścigi:
Other races:



Międzynarodowe Mistrzostwa Autostopowe, GdańskInternational Hitch-Hiking Championships

start: 1.05.2015
cel: Czeski Krumlow, Czechy
(Czesky Krumlov, Czech Republic)



Najstarszy wyścig w Polsce o przeuroczym skrócie MMA, odbywa się w tym roku już osiemnasty raz. Ze względu na położenie rzadko dociera do śródziemnomorskich rejonów Europy (tylko 3 razy w historii imprezy). Zamiast tego odwiedza np: Pragę, Berlin, Bratysławę, Rygę, Lwów czy Monachium.

It's the oldest hitchhiking race in Poland (shorter: MMA, lovely ;) ). This year's edition is the 18th! Starting point is in the very north of the country so mediterranean regions of Europe are really rare goal(only 3 times). Instead, MMA, visited f.ex: Prague, Berlin, Bratislava, Riga, Lviv or Munchen.
Official languages of MMA are polish and english



Krakostop, Kraków

start: 29.04.2015
cel: Monako
(Monaco)


Krakostop to jeden z młodszych wyścigów. W tym roku rusza po raz trzeci i to gdzie! Na cudowne Lazurowe Wybrzeże.
Do tej pory Kraków pędził do Werony oraz Zadaru.

Krakostop is one of the youngest races. It's just 3rd edition. But what a goal! Amazing French Riviera!
Previous goals: Verona and Zadar.



Rajd Autostopowiczów Politechniki Śląskiej, Gliwice

start: 25.04.2015
cel: Jajce, Bośnia i Hercegowina
(Jajce, Bosnia and Herzegovina)



To już 6 edycja. Do tej pory śląska polibuda dotarła do Budapesztu. okolice Triestu, Split, jezioro Ochrydzkie w Macedonii oraz Czarnogóry.
6th edition of University of Technology's Race.
Previous goals: Budapest, Triest, Split, Ochrid Lake (Macedonia), Montenegro. 



Wyścig Autostopem, Poznań

start: 29.04.2015
cel: Budapeszt, Węgry
(Budapest, Hungary)



Ten wyścig pretenduje do drugiego największego w Polsce! W tym roku zapisało się aż 800 osób!
Wymogiem na starcie jest nakręcenie krótkiego filmu o godz. 9:00 na Placu Wolności w Poznaniu, z widoczną godziną 9:00 i parą uczestników, a później udokumentowanie każdego środka transportu i czasu przejazdu. No nie oszukasz!

This race is second the biggest in Poland. This year it has 800 members. In the beggining you have to record a short video in starting point (Liberty Square, Poznań), 9am, with both members of you're team and than document every mean of transport and a time. It's impossible to cheat :P





Jeśli chcecie wiedzieć więcej o przebiegu ASR w praktyce śledźcie stronę na facebooku oraz Instagram: #yesfortravelling.

If you want to know more about ASR in practice follow me on facebook and Instagram: #yesfortravelling.


3.1.15

Miasto ognia i wody | City of the fire and the water

[ENG below]
Pierwszy post pisany również po angielsku, bo okazało się, że na bloga co tydzień trafia trochę osób z USA i kilku krajów europejskich ;)
(zwróćcie mi uwagę jeśli będą błędy)

First post written also in english, 'cause it comes out that every week there are some people from USA and few european countries who are... I guess, trying to read this blog.
(please, write a message if there will be any mistakes)

Ten post będzie bardzo krótki, bo ileż możecie czytać o Budapeszcie ;)
I tym razem pojechałam z kuzynką, dla której był to pierwszy wyjazd autostopowy. Z absurdalną trasą, bo pewien ktoś uparł się, że musi być przez Chyżne...
Więc jechałyśmy Częstochowa-Kraków-Chyżne... a potem bo nam nie szło: Żylina-Bratysława-Budapeszt.
Ale czemu taki tytuł posta?
Skąd się wzięły się nazwy "Buda" i "Pest"? Otóż z języków słowiańskich!
Buda jako część bogata w źródła wody, nazwę wzięła właśnie od niej.
A Pest to ponoć przekręcony "piec", których po stronie wschodniej było sporo.

A zdjęcia? Wybrałam najbardziej "ogniste" ;)

This post will be really short because you can't read that much about Budapest ;)

This time I went with my cousine, for whom it was the first hitchhiking trip ever. With a ridiculous route, 'cause someone was sure we had to go through Chyżne.
So we went: Częstochowa - Cracow - Chyżne.... And then, because it was going really, really wrong: Zylin - Bratislava - Budapest.
But why the title of this post is 'City of the fire and the water'? The answer is: slavic languages!
Buda as a part of the city rich with sources of water has a name after salvic "woda" (which literally is 'water').
And Pest is a bit twisted 'piec' (which means 'oven')

I choose the most fiery photos ;)















I jedno, które ogniste nie jest:

And the one which isn't fiery ;)


Na zdjęciu siedzimy z K, który również pisze bloga i, którego (a co!) zareklamuję. Inteligentnie, dość ironicznie, na tematy różne.
Zresztą i z tym zdjęciem wiąże się fajna historia.
Poprosiliśmy przechodzącego starszego pana, żeby zrobił nam zdjęcie. Pan wziął aparat, stanął dość blisko:
-Musicie siąść bliżej. Jeszcze trochę. I jeszcze. OK!
Zrobił zdjęcie, oddał aparat i rzucił na odchodnym do K:
-Nie musisz dziękować ;)

In this picture we're sitting next to K, who is also writing a blog (only in polish).
And there is quite funny story connected to this photo.
We asked one old man to took a picture of us. Man took a camera, stood close to us and said 'You have to sit closer to him. More. And a bit more. Ok!', he took a picture, gave us a camera and as a goodbye said to K 'You're welcome' :D