4.9.14

Na początek... Początek!

Jakiś czas temu rzuciłam hasłem, że jak przekroczycie na facebook'u sto pięćdziesiąt lajków to będzie tekst gratisowy.
No i przekroczyliście. A ja nagle zorientowałam się, że nie wiem o czym napisać.

Zaczęłam więc kombinować.
Może przewodnik po Budapeszcie? Ale chwilę potem przyszła myśl: przecież to i tak miało powstać. Nie pójdę na łatwiznę wrzucając zaplanowany już tekst.
A może o kuchni? Ale co ja tak naprawdę o niej wiem? Kiedy jeżdżę królują pasztety, kabanosy i zupka chińska. Dania miejscowe są raczej rzadkim wyjątkiem i prezentem dla siebie. No chyba, że pojadę z rodzicami.. Ale tu poznałam dogłębnie tylko menu chorwackiego wybrzeża. Częściowo prawdziwe, częściowo pod turystów, ale zrobione raczej gorzej niż lepiej.
Potem wpadł pomysł na 'mój top 5 europejskich stolic"... No super! Zwiedziłam ich 9... Chyba nadal trochę za mało żeby się wypowiadać.

I nagle mam!
Skoro bloga początek to może właśnie i własne początki podróżniczego bakcyla opiszę?

Pytanie o to jak zaczęłam pojawia się dość często. Najlepsze jest to, że nie ma w tym mojej zasługi. Ja to po prostu mam we krwi.
Można też powiedzieć, że wyssałam to z mlekiem matki.

Moja mama. Geograf. I to taki z pasją. I udało jej się nie dość, że nie zrazić mnie do geografii to jeszcze tą pasją zarazić. Do tego zasłużyła się pokazując mi charakterystyczne punkty całej chyba Polski. Większość łańcuchów górskich. Pojezierza, pomorze, niziny i wyżyny. Miasta i wsie. Zabytki z listy UNESCO i te zapomniane.
I mapy uczyć się kazała. Kogo to w liceum umęczyło, ręka w górę? :D
To dzięki niej mogę teraz bez wyrzutów sumienia jeździć przede wszystkim za granicę.

Później przyszły 3 wycieczki zorganizowane. Paryż i dwa razy Costa Brava z Barceloną... Fajnie? No nie do końca. Możliwość świetna, ale nic bardziej nie wkurza niż dyktowanie mi ile czasu gdzie wolno mi spędzić. Wersal? 1,5 godziny. Luwr? 3 godziny (jakiś żart. do tego zwiedzone biegiem). Wolny czas w Parku Guell? 20 minut. Mimo pełnego uwielbienia dla naszego przewodnika miałam ochotę go za to pogryźć!

A jak z autostopem było?
Z Polski przecież jestem. W świadomości historia autostopu od zawsze. I zawsze w granicach państwa.

Podczas majówki 2012, na jednej z chorwackich stacji benzynowych, do moich rodziców podeszła polska para stopująca do Polski.
I nagle klapki opadły z oczu i doznałam olśnienia: tak da się dotrzeć WSZĘDZIE!

Potem padło już tylko pytanie:
"-Mamooooo? Jak brata zabiorę albo faceta sobie znajdę to mogę też tak jechać?
-Jasne..."
No tak. Nie uwierzyła mi. Chociaż nie wiem, do której części ta wątpliwość się odniosła: ogólnie do wyjazdu, do przekonania brata czy też do znalezienia faceta... No dzięki za wiarę w moje możliwości :P

Pół roku i kilkadziesiąt relacji z podróży później wiedziałam że jadę. I nie potrzebuję do tego ani brata ani faceta. Znaczy własnego do tego nie potrzebuję. Jakikolwiek by się przydał, żeby rodzice się nie martwili.
Ruszyłam.
I pokochałam to ponad wszystko inne. Chociaż nie. Jedzenie nadal wygrywa ;)
Nigdy nie doświadczyłam tyle dobroci ludzkiej. Nigdy też nie czułam się tak silna jak wtedy kiedy autostop zmuszał mnie do radzenia sobie w najróżniejszych warunkach.

Od pierwszej decyzji o wyjeździe, takich wypadów było już 6.
Ponad 16 tysięcy kilometrów przejechanych autostopem.
Bez autostopu nie wykąpałabym się w kanale La Manche. Nie spałabym pod jednym z łuków Koloseum. Nie zwiedziłabym Heineken Experience w Amsterdamie. Nie zajadałabym się ciachem z cukierni gdzieś w okolicach Chyżnego. Nie tańczyłabym nocą na praskich Hradczanach. Nie jeździłabym rowerem po holenderskiej wiosce. I nie poznałabym tylu cudownych ludzi!

Teraz zaczynam obsesyjnie myśleć o podróżowaniu samotnym. Pewnie poczekam jeszcze chwilę żeby rodzice przyzwyczaili się do tej myśli... A może ruszę sama już za chwilę. Kto wie? Może już następny Budapeszt będzie tym samotnym. Okaże się.

Wiem jedno: przez najbliższe kilka lat nie przestanę. Tylko muszę przemyśleć jak zgrać to, z innymi ważnymi dla mnie rzeczami, w jedno harmonijne życie... Szczęśliwe ;)

PS: Jeśli chcecie spróbować to nie pytajcie nikogo o zdanie czy radę. My wszyscy zaczynaliśmy od zerowego doświadczenia. Większość z nas odbyła pierwszą podróż z osobą równie niedoświadczoną. Kupcie dobry plecak (50-75L), przejrzyjcie dostępne w internecie przykładowe listy rzeczy do zabrania, kilka zwrotów w miejscowych językach i ruszcie. Bo nie ma nic co sprawia większą przyjemność niż świadomość, że w trudnej sytuacji dajemy sobie radę... I że zawsze znajdzie się ktoś obok dla kogo przyjemnością będzie pomoc nam.
Człowiek dowiaduje się, że da się spać zawsze i wszędzie.. Nawet gdy budzi Cię rżenie konia, aut. A. Mońka

Na rowerach przez holenderskie pola, aut. A. Mońka


aut. A. Mońka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz